Dzisiaj minister edukacji Anna Zalewska na konferencji prasowej powiedziała, że w ramach podwyżek dla nauczycieli „w rok i 9 miesięcy (nauczyciele dostaną – red.) podwyżkę w wysokości 15,8 proc. – co średnio będzie stanowiło ok. 1000 zł dla nauczyciela”. Po raz kolejny mija się z prawdą.
Zgodnie z tzw. rozporządzeniem płacowym MEN od 1 kwietnia 2018 r. stawki minimalnego wynagrodzenia zasadniczego wzrosły o 5,35 proc. i wynoszą w grupie nauczycieli z tytułem zawodowym magistra z przygotowaniem pedagogicznym (to zdecydowana większość nauczycieli):
>> stażysta – 1751 zł netto* (stawki netto podajemy w przybliżeniu, po uwzględnieniu kwoty wolnej od podatku, zaliczki na podatek dochodowy i składek ZUS)
>> kontraktowy – 1798 zł
>> mianowany – 2033 zł
>> dyplomowany – 2377 zł
To oznacza, że realna („na rękę”) podwyżka wynagrodzenia zasadniczego, jaką nauczyciele otrzymali od rządu PiS w kwietniu 2018 r., wyniosła w przypadku:
>> stażysty – 86 zł
>> kontraktowego – 87 zł
>> mianowanego – 99 zł
>> dyplomowanego – 117 zł
Dotychczas regułą było, że nauczyciele otrzymywali podwyżki z wyrównaniem od początku roku. Przyznając podwyżkę od kwietnia, resort Anny Zalewskiej nie przewidział wyrównania za trzy pierwsze miesiące 2018 r. Dlatego w skali całego roku wynagrodzenie nauczycielskie wzrosło tylko o 3,75 proc., a nie jak oficjalnie ogłasza MEN – o 5,35 proc. Biorąc pod uwagę szacowany wskaźnik inflacji, realna podwyżka była jeszcze niższa, zaledwie o 1,45 proc. Tak naprawdę, stażysta zarobi więcej tylko o 25,37 zł, kontraktowy o 26,07 zł, mianowany o 29,47 zł, a dyplomowany o 34,46 zł, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że część podwyżki zjadła inflacja i to, że rachunki za mieszkanie, prąd, i inne trzeba płacić od stycznia do grudnia, a nie dopiero od kwietnia.
Ministerstwo edukacji posługuje się jednak innymi, dużo wyższymi kwotami wynagrodzeń. W ten sposób próbuje zamaskować mizerię nauczycielskich wynagrodzeń. Według MEN stażysta od kwietnia zarabia 2900,20 zł brutto i otrzymał podwyżkę 147,28 zł; kontraktowy zarabia 3219,22 zł brutto z podwyżką 163,48 zł; mianowany – 4176,29 zł brutto z podwyżką 212,09 zł; a dyplomowany – 5336,37 zł brutto z podwyżką 271 zł. Resort Anny Zalewskiej operuje tzw. średnim nauczycielskim wynagrodzeniem, które tak naprawdę istnieje tylko na papierze. To pojęcie stworzone po to, by księgowi w gminach i powiatach mogli rozliczać się z MEN i Ministerstwem Finansów z subwencji oświatowej wypłaconej samorządom na utrzymanie szkół. Stawki te nie mają wiele wspólnego z realnymi zarobkami nauczycieli. Do średniej płacy wlicza się np. dodatek za pełnienie funkcji kierowniczej, nagrodę jubileuszową, dodatkowe wynagrodzenie za pracę w porze nocnej czy odprawę emerytalną. Żaden nauczyciel nie osiąga poziomu wynagrodzenia wskazanego przez MEN w średnim wynagrodzeniu. To jest po prostu niemożliwe.
Nauczyciele oczywiście do wynagrodzenia zasadniczego otrzymują dodatki. Są one jednak znacznie zróżnicowane, w zależności od zamożności samorządu. W jednej miejscowości dodatek motywacyjny wynosi 10 zł, a w innej – 200 zł.
W tym roku wszedł w życie pakiet cięć w oświacie autorstwa Anny Zalewskiej.
1 stycznia br. nauczyciele stracili:
>> prawo do lokalu mieszkalnego na terenie gminy – dotyczyło to nauczycieli zatrudnionych na wsi i w miastach do 5 tys. mieszkańców;
>> dodatek mieszkaniowy – korzystało z niego 186 tys. pedagogów mieszkających na wsi i w małych miastach (MEN oszczędziło 129 mln zł rocznie);
>> możliwość korzystania z urlopu dla poratowania zdrowia na dotychczasowych zasadach – oszczędności wyniosą 137 mln zł rocznie (od 2019 r.).
1 września br. nauczyciele stracą:
>> dodatek na zagospodarowanie w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia zasadniczego – dotyczy to nauczycieli kontraktowych, a więc początkujących w zawodzie (ministerstwo zaoszczędzi ok. 5 mln zł rocznie);
>> dotychczasowe możliwości awansowania w zawodzie. Według nowych zasad uzyskanie najwyższego stopnia awansu (nauczyciel dyplomowany) będzie trwać średnio o pięć lat dłużej (wydłużenie ścieżki awansu z 10 do 15 lat). To oznacza, że dłużej trzeba będzie czekać na zwiększenie wynagrodzenia w związku z uzyskaniem kolejnego stopnia awansu. Budżet państwa już w 2019 r. zaoszczędzi na tym 23 mln zł, od 2021 r. – setki milionów złotych rocznie, a od 2023 r. co roku oszczędności z powodu zmian w awansie zawodowym wyniosą około 1 mld zł!
Te wszystkie ciecia sprawiają, że podwyżki dla nauczycieli (MEN obiecuje podwyżkę na poziomie 5 proc. także w przyszłym i kolejnym roku) zostaną w pewnej części sfinansowane przez samych nauczycieli z pieniędzy, które zabrano pedagogom. MEN przyznało, że już w tegorocznej podwyżce uwzględniono pieniądze zaoszczędzone na likwidacji dodatku mieszkaniowego.
Raport Głównego Urzędu Statystycznego „Struktura wynagrodzeń według zawodów” pokazuje natomiast, że nauczyciele to jedna z najgorzej wynagradzanych profesji wśród specjalistów. „Specjaliści przeciętnie osiągnęli wynagrodzenie o 22,9 proc. wyższe od średniego” – czytamy w dokumencie GUS. Ale nie nauczyciele. W ich przypadku było to zaledwie od 95,7 do 101,9 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Nauczyciele zarabiają ok. 1-1,2 tys. zł mniej niż w innych zawodach, w których wymaga się wysokich kwalifikacji (m.in. prawników, lekarzy, informatyków). Według raportu OECD „Education at a Glance 2017” średnie roczne wynagrodzenie nauczycieli w Polsce jest niższe od wynagrodzenia osób z wyższym wykształceniem. Ta relacja wynosi 72 proc. dla przedszkoli, 84 proc. dla podstawówek i liceów oraz 85 proc. dla gimnazjów. Są to wskaźniki nieco niższe niż przeciętnie w OECD lub w Unii Europejskiej, z wyjątkiem szkół podstawowych (średnia dla OECD to odpowiednio: 78 proc., 85 proc., 88 proc. i 94 proc.).